Gwiazdy wokoło twojej głowy - pod twoimi nogi fale morza - na falach morza tęcza przed tobą pędzi i rozdziela mgły - co ujrzysz, jest twoim - brzegi, miasta i ludzie tobie się przynależą - niebo jest twoim. - Chwale twojej niby nic nie zrówna.
Ty grasz cudzym uszom niepojęte rozkosze. - Splatasz serca i rozwiązujesz gdyby wianek, igraszkę palców twoich łzy wyciskasz - suszysz je uśmiechem i na nowo uśmiech strącasz z ust na chwilę - na chwil kilka - czasem na wieki. - Ale sam co czujesz? - ale sam co tworzysz? - co myślisz? - Przez ciebie płynie strumień piękności, ale ty nie jesteś pięknością. - Biada ci - biada! - Dziecię, co płacze na łonie mamki - kwiat polny, co nie wie o woniach swoich, więcej ma zasługi przed Panem od ciebie.
Skądżeś powstał, marny cieniu, który znać o świetle dajesz, a światła nie znasz, nie widziałeś, nie obaczysz! Kto cię stworzył w gniewie lub w ironii? - Kto ci dał życie nikczemne, tak zwodnicze, że potrafisz udać Anioła, chwilą nim zagrząźniesz w błoto, nim jak płaz pójdziesz czołgać i zadusić się mułem? - Tobie i niewieście jeden jest początek.
Ale i ty cierpisz, choć twoja boleść nic nie utworzy, na nic się nie zda. - Ostatniego nędzarza jęk policzon między tony harf niebieskich. - Twoje rozpacze i westchnienia opadają na dół i Szatan je zbiera, dodaje w radości do swoich kłamstw i złudzeń - a Pan je kiedyś zaprzeczy, jako one zaprzeczyły Pana.
Nie przeto wyrzekam na ciebie, Poezjo, matko Piękności i Zbawienia. - Ten tylko nieszczęśliwy, kto na światach poczętych, na światach mających zginąć, musi wspominać lub przeczuwaé ciebie - bo jedno tych gubisz, którzy się poświęcili tobie, którzy się stali żywymi głosami twej chwały.
Błogosławiony ten, w którym zamieszkałaś, jako Bóg zamieszkał w świecie, nie widziany, nie słyszany, w każdej części jego okazały, wielki, Pan, przed którym się uniżają stworzenia i mówią: "On jest tutaj." - Taki cię będzie nosił gdyby gwiazdę na czole swoim, a nie oddzieli się od twej miłości przepaścią słowa. - On będzie kochał ludzi i wystąpi mężem pośród braci swoich. - A kto cię nie dochowa, kto zdradzi za wcześnie i wyda na marną rozkosz ludziom, temu sypniesz kilka kwiatów na głowę i odwrócisz się, a on zwiędłymi się bawi i grobowy wieniec splata sobie przez całe życie. - Temu i niewieście jeden jest początek

ANIOŁ STRÓŻ

Pokój ludziom dobrej woli - błogosławiony pośród stworzeń kto ma serce - on jeszcze zbawion być może. - Żono dobra i skromna, zjaw się dla niego - i dziecię niechaj się urodzi w domu waszym.
Przelatuje.

CHÓR ZŁYCH DUCHÓW

W drogę, w drogę, widma, idźcie ku niemu - Ty naprzód, ty na czele, cieniu nałożnicy umarłej wczoraj, odświeżony w mgle i ubrany w kwiaty, dziewico, kochanko poety, naprzód.
W drogę i ty, sławo, stary orle wypchany w piekle, zdjęty z palu, kędy cię strzelec zawiesił w jesieni - leć i roztocz skrzydła, wielkie białe od słońca, nad głową poety.
Z naszych sklepów wynidź, spróchniały obrazie Edenu, dzieło Belzebuba - dziury zalepiem i rozwiedziemy pokostem - a potem, płótno czarodziejskie, zwiń się w chmurę i leć do poety - wnet się rozwiaż naokoło niego, opasz go skałami i wodami, na przemian nocą i dniem. - Matko naturo, otocz poetę !
Wieś - kościół - nad kościołem Anioł Stróż się kołysze
Jeśli dotrzymasz przysięgi, na wieki będziesz bratem moim w cbliczu Ojca niebieskiego.
Znika.
Wnątrz kościoła - świadki - gromnica na ołtarzu. Ksiądz ślub daje.
Pamiętajcie na to.
Wstaje para. Mąż ściska rękę żony i oddaje ją krewnemu- wszyscy wychodzą - on sam zostaje w kościele.
Zstąpiłem do ziemskich ślubów, bom znalazł tę, o której marzyłem - przeklęstwo mojej głowie, jeśli ją kiedy kochać przestanę.
Komnata pełna osób - bal - muzyka - świece - kwiaty. Panna Młoda walcuje: po kilku okręgach staje, przypadkiem napotyka męża w tłumie i głowę opiera na jego ramieniu

PAN MŁODY

Jakżeś mi piękna w osłabieniu swoim - w nieładzie kwiaty i perły na włosach twoich - płoniesz ze wstydu i znużenia - o wiecznie, wiecznie będziesz pieśnią moją.

PANNA MŁODA

Będę wierną żoną tobie, jako matka mówiła, jako serce mówi. - Ale tyle ludzi jest tutaj - tak gorąco i huczno.

PAN MŁODY

Idź z raz jeszcze w taniec, a ja tu stać będę i patrzeć na cię, jakem nieraz w myśli patrzał na sunących aniołów.

PANNA MŁODA

Pójdę, jeśli chcesz, ale już sił prawie nie mam

PAN MŁODY

Proszę cię, moje kochanie.
Taniec i muzyka
Noc pochmurna. - Duch Zły pod postacią dziewicy leżąc.
Niedawnom jeszcze biegała po ziemi w taką samą porę teraz gnają mnie czarty i każą świętą udawać.
Leci nad ogrodem.
Kwiaty, odrywajcie się i lećcie do moich włosów.
Leci nad cmentarzem.
Świeżość i wdzięki umarłych dziewic, rozlane w powietrzu, płynące nad mogiłami, lećcie do jagód moich.
Tu czarnowłosa się rozsypuje - cienie jej puklów, zawiśnijcie mi nad czołem. - Pod tym kamieniem zgasłych dwoje ócz błękitnych - do mnie, do mnie ogień, co tlał w nich!- Za tymi kraty sto gromnic się pali - księżnę dziś pochowa-
no - suknio atłasowa, biała jak mleko, oderwij się od niej !- Przez kraty leci suknia do mnie, trzepocząc się jak ptak- a dalej, a dalej.
Pokój sypialny - lampa nocna stoi na stole i blado oświeca Męża śpiącego obok Żony.

MĄŻ

przez sen
Skądże przybywasz, nie widziana, nie słyszana od dawna- jak woda płynie, tak płyną twoje stopy, dwie fale białe- pokój świątobliwy na skroniach twoich - wszystko, com marzył i kochał, zeszło się w tobie
Przebudza się
Gdzież jestem! - ha, przy żonie - to moja żona.
Wpatruje się w Żonę.
Sądziłem, że to ty jesteś marzeniem moim, a otóż po długiej przerwie wróciło ono i różnym jest od ciebie. - Ty dobra i miła, ale tamta... Boże - co widzę - na jawie!

DZIEWICA

Zdradziłeś mnie.
Znika.

MĄŻ

Przeklęta niech będzie chwila, w której pojąłem kobietę, w której opuściłem kochankę lat młodych, myśl myśli moich, duszę duszy mojej...

ŻONA

Przebudza się
Co się stało - czy już dzień - czy powóz zaszedł?- Wszak mamy jechać dzisiaj po różne sprawunki.

MĄŻ

Noc głucha - śpij - śpij głęboko

ŻONA

Możeś zasłabł nagle, mój drogi? Wstanę i dam ci eteru.

MĄŻ

Zaśnij.

ŻONA

Powiedz mi, drogi, co masz, bo głos twój niezwyczajny i gorączką nabiegły ci jagody.

MĄŻ

zrywając się
Świeżego powietrza mi trzeba. - Zostań się - przez Boga, nie chodź za mną - nie wstawaj, powiadam ci raz jeszcze.
Wychodzi.
Ogród przy świetle księżyca - za parkanem kościół

MĄŻ

Od dnia ślubu mojego spałem snem odrętwiałych, snem żarłoków, snem fabrykanta Niemca przy żonie Niemce świat cały jakoś zasnął wokoło mnie na podobieństwo moje- jeździłem po krewnych, po doktorach, po sklepach, a że dziecię ma się mi narodzić. myślałem o mamce
Bije druga na wieży kościoła
Do mnie, państwa moje dawne, zaludnione, żyjące, garnące się pod myśl moją- słuchającé natchnień moich - niegdyś odgłos nocnego dzwonu był hasłem waszym.
Chodzi i załamuje ręce.
Boże, czyś Ty sam uświęcił związek dwóch ciał? czyś Ty sam wyrzekł, że nic ich rozerwać nie zdoła, choć dusze się odepchną od siebie, pójdą każda w swoją stronę i ciała gdyby dwa trupy zostawią przy sobie?
Znowu jesteś przy mnie - o moja - o moja, zabierz mnie z sobą. - Jeśliś złudzeniem, jeślim cię wymyślił, a tyś się utworzyła ze mnie i teraz objawisz się mnie, niechże i ja będę marą, stanę się mgłą i dymem, by zjednoczyć się z tobą.

DZIEWICA

Pójdzieszli za mną, w którykolwiek dzień przylecę po ciebie?

MĄŻ

O każdej chwili twoim jestem.

DZIEWICA

Pamiętaj.

MĄŻ

Zostań się - nie rozpraszaj się jako sen. - Jeśliś pięknoścíą nad pięknościami, pomysłem nad wszystkimi myśli, czegóż nie trwasz dłużej od jednego życzenia, od jednej myśli?
Okno otwiera się w przyległym domu.

GŁOS KOBIECY

Mój drogi, chłód nocy spadnie ci na piersi; wracaj, mój najlepszy, bo mi tęskno samej w tym czarnym, dużym pokoju.

MĄŻ

Dobrze - zaraz.
Znikł duch, ale obiecał, że powróci, a wtedy żegnaj mi, ogródku i domku, i ty, stworzona dla ogródka i domku, ale nie dla mnie.

GŁOS

Zmiłuj się - coraz chłodniej nad rankiem.

MĄŻ

A dziecię moje - o Boże!
Wychodzi.
Salon - dwie świece na fortepianie - kolebka z uśpionym dzieckiem w kącie - Mąż rozciągnięty na krześle z twarzą ukrytą w dłoniach - Ż o n a przy fortepianie,

ŻONA

Byłam u Ojca Beniamina, obiecał mi się na pojutrze.

MĄŻ

Dziękuję ci.

ŻONA

Posłałam do cukiernika, żeby kilka tort przysposobił, boś podobno dużo gości sprosił na chrzciny - wiesz - takie czokoladowe, z cyfrą Jerzego Stanisława.

MĄŻ

Dziękuję ci.

ŻONA

Bogu dzięki, że już raz się odbędzie ten obrządek - że Orcio nasz zupełnie chrześcijaninem się stanie - bo choć już chrzczony z wody, zdawało mi się zawsze, że mu nie dostaje czegoś.
Idzie do kolebki.
Śpij, moje dziecię - czy już się tobie coś śni, że zrzuciłeś kołderkę - ot, tak - teraz leż tak. - Orcio mi dzisiaj niespokojny - mój maleńki - mój śliczny, śpij.

MĄŻ

na stronie
Parno - duszno - burza się gotuje - rychłoż tam ozwie się piorun, a tu pęknie serce moje?

ŻONA

Wraca, siada do fortepianú, gra i przerywa, znowu grać zaczyna i przestaje znowu.
Dzisiaj, wczoraj - ach! mój ty Boże, i przez cały tydzień, i już od trzech tygodni, od miesiąca słowa nie rzekłeś do mnie - i wszyscy, których widzę. mówią mi, że źle wyglądam

MĄŻ

na stronie
Nadeszła godzina - nic jej nie odwlecze.
głośno
Zdaje mi się, owszem, że dobrze wyglądasz.

ŻONA

Tobie wszystko jedno, bo już nie patrzysz na mnie, odwracasz się, kiedy wchodzę, i zakrywasz oczy, kiedy siedzę blisko. - Wczoraj byłam u spowiedzi i przypominałam sobie wszystkie grzechy - a nie mogłam nic znaleźć takiego, co by cię obrazić mogło.

MĄŻ

Nie obraziłaś mnie.

ŻONA

Mój Boże - mój Boże!

MĄŻ

Czuję, że powinienem cię kochaé.

ŻONA

Dobiłeś mnie tym jednym: "powinienem" - ach! Lepiej wstań i powiedz: "nie kocham" - przynajmniej już będę wiedziała wszystko - wszystko.
Zrywa się i bierze dziecko z kolebki.
Jego nie opuszczaj, a ja się na gniew twój poświęcę- dziecko moje kochaj - dziecko moje, Henryku.
Przyklęka.

MĄŻ

podnosząc
Nic zważaj na to, com powiedział - napadają mnie często złe chwile - nudy

ŻONA

O jedno słowo cię proszę - o jedną obietnicę tylko - powiedz, że go zawsze kochać będziesz.

MĄŻ

I ciebie, i jego - wierzaj mi.
Całuje ją w czoło - a ona go obejmuje ramionami - wtem grzmot-słychać - zaraz potem muzykę - akord po akordzie i coraz dziksze.

ŻONA

Co to znaczy?
Dziecię ciśnie do piersi. Muzyka się urywa. Wchodzi D z i e w i c a.
O mój luby, przynoszę ci błogosławieństwo i rozkosz - chodź za mną.
O mój luby, odrzuć ziemskie łańcuchy, które cię pętają. - Ja ze świata świeżego, bez końca, bez nocy.- Jam twoja.

ŻONA

Najświętsza Panno, ratuj mnie! - to widmo blade jak umarły - oczy zgasłe i głos jak skrzypienie woza, na którym trup leży.

MĄŻ

Twe czoło jasne, twój włos kwieciem przetykany, o luba.

ŻONA

Całun w szmatach opada jej z ramion.

MĄŻ

Światło leje się naokoło ciebie - głos twój raz jeszcze - niechaj zaginę potem.

DZIEWICA

Ta, która cię wstrzymuje, jest złudzeniem. - Jej życie znikome - jej miłość jako liść, co ginie wśród tysiąca zeschłych - ale ja nie przeminę.

ŻONA

Henryku, Henryku, zasłoń mnie, nie daj mnie - czuję siarkę i zaduch grobowy.

MĄŻ

Kobieto z gliny i z błota, nie zazdrość, nie potwarzaj- nie bluźń - patrz - to myśl pierwsza Boga o tobie, ale tyś poszła za radą węża i stałaś się, czym jesteś.

ŻONA

Nie puszczę cię.

MĄŻ

O luba! rzucam dom i idę za tobą.
Wychodzi.

ŻONA

Henryku - Henryku!
Mdleje i pada z dzieckiem - drugi grzmot.
Chrzest - Goście - Ojciec Beniamin - Ojciec Chrzestny - Matka Chrzestna - mamka z dzieckiem - na sofie na boku siedzi Ż o n a - w głębi służący

PIERWSZY GOŚĆ

po cichu
Dziwna rzecz, gdzie Hrabia się podział.

DRUGI GOŚĆ

Zabałamucił się gdzieś lub pisze.

PIERWSZY GOŚĆ

A Pani blada, niewyspana, słowa do nikogo nie przemówiła.

TRZECI GOŚĆ

Chrzest dzisiejszy przypomina mi bale, na które zaprosiwszy, gospodarz zgra się w wilią w karty, a potem gości przyjmuje z grzecznością rozpaczy.

CZWARTY GOŚĆ

Opuściłem śliczną księżniczkę - przyszedłem - sądziłem, że będzie sute śniadanie, a zamiast tego, jako Pismo mówi, płacz i zgrzytanie zębów.

OJCIEC BENIAMIN

Jerzy Stanisławie, przyjmujesz olej święty?

OJCIEC I MATKA CHRZESTNA

Przyjmuję.

JEDEN Z GOŚCI

Patrzcie, wstała i stąpa jak gdyby we śnie.

DRUGI GOŚĆ

Roztoczyła ręce przed się i chwiejąc się idzie ku synowi.

TRZECI GOŚĆ

Co mówicie? - Podajmy jej ramię, bo zemdleje.

OJCIEC BENIAMIN

Jerzy Stanisławie, wyrzekasz się Szatana i pychy jego?

OJCIEC I MATKA CHRZESTNA

Wyrzekam się.

JEDEN Z GOŚCI

Cyt - słuchajcie.

ŻONA

kładąc dłonie na głowie dziecięcia
Gdzie ojciec twój, Orcio?

OJCIEC BENIAMIN

Proszę nie przerywać.

ŻONA

Błogosławię cię, Orciu, błogosławię, dziecię moje. - Bądź poetą, aby cię ojciec kochał, nie odrzucił kiedyś.

MATKA CHRZESTNA

Ale pozwólże, moja Marysiu.

ŻONA

Ty ojcu zasłużysz się i przypodobasz - a wtedy on twojej matce przebaczy.

OJCIEC BENIAMIN

Bój się, Pani Hrabina, Boga.

ŻONA

Przeklinam cię, jeśli nie będziesz poetą.
Mdleje - wynoszą ją sługi.-

GOŚCIE

razem
Coś nadzwyczajnego zaszło w tym domu - wychodźmy, wychodźmy !
Tymczasem obrząd się kończy - dziecię płaczące odnoszą do kolebki

OJCIEC CHRZESTNY

przed kolebką
Jerzy Stanisławie, dopiero coś został chrześcijaninem i wszedł do towarzystwa ludzkiego, a później zostaniesz obywatelem, a za staraniem rodziców i łaską Bożą znakomitym urzędnikiem - pamiętaj, że Ojczyznę kochać trzeba i że nawet
za Ojczyznę zginąć jest pięknie...
Wychodzą wszyscy.
Piękna okolica - wzgórza i lasy - góry w oddali.

MĄŻ

Tegom żądał, o to przez długie modliłem się lata i nareszciem już bliski mojego celu - świat ludzi zostawiłem z tyłu - niechaj sobie tam każda mrówka bieży i bawi się dźbłem swoim, a kiedy go opuści, niech skacze ze złości lub umiera z żalu.

GŁOS DZIEWICY

Tędy - tędy.
Przechodzi.
Góry i przepaście ponad morzem - Gęste chmury - burza.

MĄŻ

Gdzie mi się podziała - nagle rozpłynęły się wonie poranku. pogoda się zaćmiła - stoję na tym szczycie, otchłań pode mną i wiatry huczą przeraźliwie

GŁOS DZIEWICY

w oddaleniu
Do mnie, mój luby.

MĄŻ

Jakże już daleko, a ja przesadzić nie zdołam przepaści.

GŁOS

w pobliżu
Gdzie skrzydła twoje?

MĄŻ

Zły duchu, co się natrząsasz ze mnie, gardzę tobą.

GŁOS DRUGI

U wiszaru góry twoja wielka dusza, nieśmiertelna, co jednym rzutem niebo przelecieć miała ot kona! - i nieboga twoich stóp się prosi, by nie szły dalej - wielka dusza- serce wielkie

MĄŻ

Pokażcie mi się, weźcie postać, którą bym mógł zgiąć i obalić. - Jeśli się was ulęknę, bodajbym Jej nie otrzymał nigdy.

DZIEWICA

na drugiej stronie przepaści
Uwiąż się dłoni mojej i wzleć!

MĄŻ

Cóż się dzieje z tobą? - Kwiaty odrywają się od skroni twoich i padają na ziemię a jak tylko się jej dotkną, ślizgają jak jaszczurki, czołgają jak żmije.

DZIEWICA

Mój luby !

MĄŻ

Przez Boga, suknię wiatr zdarł ci z ramion i rozdarł w szmaty.

DZIEWICA

Czemu się ociągasz?

MĄŻ

Deszcz kapie z włosów - kości nagie wyzierają z łona.

DZIEWICA

Obiecałeś - przysiągłeś.

MĄŻ

Błyskawica źrzenice jej wyżarła .

CHÓR DUCHÓW ZŁYCH

Stara, wracaj do piekła - uwiodłaś serce wielkie i dumne, podziw ludzi i siebie samego. - Serce wielkie, idź za lubą twoją.

MĄŻ

Boże, czy Ty mnie za to potępisz, żem uwierzył, iż Twoja piękność przenosi o całe niebo piękność tej ziemi - za to, żem ścigał za nią i męczył się dla niej, ażem stał się igrzyskiem szatanów ?

DUCH ZŁY

Słuchajcie, bracia - słuchajcie!

MĄŻ

Dobija ostatnia godzina. - Burza kręci się czarnymi wiry- morze dobywa się na skały i ciągnie ku mnie - niewidoma siła pcha mnie coraz dalej - coraz bliżej - z tyłu tłum ludzi wsiadł mi na barkí i prze ku otchłani.

DUCH ZŁY

Radujcie się, bracia - radujcie!

MĄŻ

Na próżno walczyć - rozkosz otchłani mnie porywa - zawrót w duszy mojej - Boże - wróg Twój zwycięża!

ANIOŁ STRÓŻ

ponad morzem
Pokój wam, bałwany, uciszcie się!
W tej chwili na głowę dziecięcia twego zlewa się woda święta. Wracaj do domu i nie grzesz więcej. Wracaj do domu i kochaj dziecię twoje.
Salon z fortepianem - wchodzi M ą ż - służący ze świecą za nim

MĄŻ

Gdzie Pani?

SŁUGA

JW. Pani słaba.

MĄŻ

Byłem w jej pokoju - pusty.

SŁUGA

Jasny Panie, bo JW. Pani tu nie ma.

MĄŻ

A gdzie?

SŁUGA

Odwieźli ją wczoraj...

MĄŻ

Gdzie ?

SŁUGA

Do domu wariatów.
Ucieka z pokoju

MĄŻ

Słuchaj, Mario, może ty udajesz, skryłaś się gdzie. żeby mnie ukarać? Ozwij się, proszę cię, Mario - Marysiu!
Nie - nikt nie odpowiada. - Janie - Katarzyno! - Ten dom cały ogłuchł - oniemiał.
Tę, której przysiągłem na wierność i szczęście, sam strąciłem do rzędu potępionych już na tym świecie. - Wszystko, czegom się dotknął, zniszczyłem i siebie samego zniszczę w końcu. - Czyż na to piekło mnie wypuściło, bym trochę dłużej był jego żywym obrazem na ziemi?
Na jakiejże poduszce ona dziś głowę położy? - Jakież dźwięki otoczą ją w nocy? - Skowyczenia i śpiewy obłąkanych. Widzę ją - czoło, na którym zawsze myśl spokojna, witająca - uprzejma - przezierała - pochylone trzyma- a myśl dobrą swoją posłała w nieznane obszary, może za mną, i błąka sięˇ biedna, i płacze.

GŁOS SKĄDSIŚ

Dramat układasz.

MĄŻ

Ha! - mój Szatan się odzywa.
Bieży ku drzwiom, rozpycha podwoje.
Tatara mi osiodłać - płaszcz mój i pistolety!
Dom obłąkanych w górzystej okolicy - ogród wokoło

ŻONA DOKTORA

z pękiem kluczów u drzwi
Może Pan krewny Hrabiny?

MĄŻ

Jestem przyjacielem jej męża, on mnie tu przysłał

ŻONA DOKTORA

Proszę Pana - wiele sobie z niej obiecywać nie sposób- mój mąż wyjechał, byłby to lepiej wyłuszczył - przywieźli ją zawczoraj - była w konwulsjach. - Jakie gorąco.
Obciera twarz.
Mamy dużo chorych - żadnego jednak tak niebezpiecznie jak ona. - Imainuj sobie Pan, ten instytut kosztuje nas ze dwakroć sto tysięcy, - Patrz Pan, jaki widok na góry- ale Pan, widzę, niecierpliwy - więc to nieprawda, że jakóbiny jej męża porwali w nocy? Proszę Pana.
Pokój - kratowane okno - kilka krzeseł - łóżko-
Żona na kanapie.

MĄŻ

Wchodzi.
Chcę być z nią sam na sam.

GŁOS ZZA DRZWI

Mój mąż by się gniewał, gdyby...

MĄŻ

Dajże mi W. Pani pokój!
Drzwi za sobą zamyka i idzie ku Żonie.

GŁOS ZNAD SUFITU

W łańcuchy spętaliście Boga. - Jeden już umarł na krzyżu. - Ja drugi Bóg, i równie wśród katów.

GŁOS SPOD PODŁOGI

Na rusztowanie głowy królów i panów - ode mnie poczyna się wolność ludu.

GŁOS ZZA PRAWEJ ŚCIANY

Klękajcie przed królem, panem waszym.

GŁOS ZZA LEWEJ ŚCIANY

Kometa na niebie już błyska - dzień strasznego sądu się zbliża.

MĄŻ

Czy mnie poznajesz, Mario?

ŻONA

Przysięgłam ci na wierność do grobu.

MĄŻ

Chodź - daj mi ramię, wyjdziemy.

ŻONA

Nie mogę się podnieść - dusza opuściła ciało moje, wstąpiła do głowy.

MĄŻ

Pozwól, wyniosę ciebie.

ŻONA

Dozwól chwil kilka jeszcze, a stanę się godną ciebie

MĄŻ

Jak to?

ŻONA

Modliłam się trzy nocy i Bóg mnie wysłuchał.

MĄŻ

Nie rozumiem cię.

ŻONA

Od kiedym cię straciła, zaszła odmiana we mnie -"Panie Boże", mówiłam i biłam się w piersi, i gromnicę przystawiałam do piersi i pokutowałam, "spuść na mnie ducha poezji", i trzeciego dnia z rana stałam się poetą.

MĄŻ

Mario !

ŻONA

Henryku, mną teraz już nie pogardzisz - jestem pełna natchnienia - wieczorami już mnie nie będziesz porzucał.

MĄŻ

Nigdy, nigdy.

ŻONA

Patrz na mnie. - Czy nie zrównałam się z tobą? - Wszystko pojmę, zrozumiem, wydam, wygram, wyśpiewam. - Morze, gwiazdy, burza, bitwa. - Tak, gwiazdy, burza, morze- ach! wymknęło mi się jeszcze coś - bitwa. - Musisz mnie
zaprowadzić na bitwę - ujrzę i opiszç - trup, całun, krew, fala, rosa, trumna.
Nieskończoność mnie obleje
I jak ptak w nieskończoności
Błękit skrzydłami rozwiejç
I lecąc się rozemdleję
W czarnej nicości

MĄŻ

Przeklęstwo - przeklęstwo!

ŻONA

Obejmuje go ramionami i całuje w usta.
Henryku mój, Henryku, jakżem szczęśliwa

GŁOS SPOD POSADZKI

Trzech królów własną ręką zabiłem - dziesięciu jest jeszcze - i księży stu śpiewających mszę.

GŁOS Z LEWEJ STRONY

Słońce trzecią część blasku straciło - gwiazdy zaczynają potykać się po drogach swoich - niestety - niestety

MĄŻ

Dla mnie już nadszedł dzień sądu.

ŻONA

Rozjaśnij czoło, bo smucisz mnie na nowo. - Czegoż ci, nie dostaje? - Wiesz, powiem ci coś jeszcze.

MĄŻ

Mów, a wszystkiego dopełnię.

ŻONA

Twój syn będzie poetą.

MĄŻ

Co?

ŻONA

Na chrzcie ksiądz mu dał pierwsze imię - poeta - a następne znasz, Jerzy Stanisław. - Jam to sprawiła - błogosławiłam, dodałam przeklęstwo - on będzie poetą. - Ach, jakże cię kocham, Henryku!

GŁOS Z SUFITU

Daruj im, Ojcze, bo nie wiedzą, co czynią.

ŻONA

Tamten dziwne cierpi obłąkanie - nieprawdaż?

MĄŻ

Najdziwniejsze.

ŻONA

On nie wie, co gada, ale ja ci ogłoszę, co by było, gdyby Bóg oszalał.
Bierze go za rękę.
Wszystkie światy lecą to na dół, to w górę - człowiek każdy, robak każdy krzyczy: "Ja Bogiem" - i co chwila jeden po drugim konają - gasną komety i słońca. - Chrystus nas już nie zbawi - krzyż swój wziął w ręce obie i rzucił w otchłań czy słyszysz, jak ten krzyż, nadzieja milionów, rozbija się o gwiazdy, łamie się, pęka, rozlatuje w kawałki, a coraz niżej i niżej - aż tuman wielki powstał z jego odłamków - Najświętsza Bogarodzica jedna się jeszcze modli i gwiazdy, Jej służebnice, nie odbiegły Jej dotąd - ale i Ona pójdzie, kędy idzie świat cały.

MĄŻ

Mario, może chcesz widzieć syna?

ŻONA

Jam mu skrzyła przypięła, posłała między światy, by się napoił wszystkim, co piękne i straszne, i wyniosłe. - On wróci kiedyś i uraduje ciebie. - Ach !

MĄŻ

Źle tobie?

ŻONA

W głowie mi ktoś lampę zawiesił i lampa się kołysze- nieznośnie.

MĄŻ

Mario moja najdroższa, bądźże mi spokojna, jako dawniej byłaś !

ŻONA

Kto jest poetą, ten nie żyje długo.

MĄŻ

Hej ! ratunku - pomocy !
Wpadają kobiety ! Ż o n a D o k t o r a.

ŻONA DOKTORA

Pigułek - proszków - nie - nic zsiadłego - owszem, płynne jakie lekarstwo. - Małgosiu, bież do apteczki!- Pan sam temu przyczyną - mój mąż mnie wyłaje.

ŻONA

Żegnam cię, Henryku.

ŻONA DOKTORA

To JW. Hrabia sam w osobie swojej!

MĄŻ

Mario, Mario !
Ściska ją.

ŻONA

Dobrze mi, bo umieram przy tobie.
Spuszcza głowę.

ŻONA DOKTORA

Jaka czerwona. - Krew rzuciła się do mózgu

MĄŻ

Ale jej nic nie będzie!
Wchodzi D o k t o r i zbliża się do kanapy.

DOKTOR

Już jej nic nie ma - umarła.
Lektury - główna