Od baszt Świętej Trójcy do wszystkich szczytów skał, po prawej, po lewej, z tyłu i na przodzie leży mgła śnieżysta, blada, niewzruszona, milcząca, mara oceanu, który niegdyś miał brzegi swoje, gdzie te wierzchołki czarne, ostre, szarpane, i głębokości swoje, gdzie dolina, której nie widać, i słońce, które jeszcze się nie wydobyło.
Na wyspie granitowej, nagiej, stoją wieże zamku, wbite w skałę pracą dawnych ludzi i zrosłe ze skałą jak pierś ludzka z grzbietem u centaura. - Ponad nimi sztandar się wznosi, najwyższy i sam jeden wśród szarych błękitów.
Powoli śpiące obszary budzić się zaczną - w górze słychae szumy wiatrów - z dołu promienie się cisną - i kra z chmur pędzi po tym morzu z wyziewów.
Wtedy inne głosy, głosy ludzkie, przyrnieszają się do.tej znikomej burzy i niesione na mglistych bałwanach roztrącą się o stopy zamku.
Widna przepaść wśród obszarów, co pękły nad nią.
Czarno tam w jej głębi, od głów ludzlcich czarno - dolina cała zarzucona głowami ludzkimi, jako dno morza głazami.
Słońce ze wzgórzów na skały wstępuje - w złocie unoszą się, w złocie roztapiają się chmury, a im bardziej níkną, tym lepiej słychać wrzaski, tym lepiej dojrzeć można tłumy płynące u dołu.
Z gór podniosły się mgły - i konają teraz po nicościach błękitu. - Dolina Świętej Trójcy obsypana światłem migającej broni i lud ciągnic zewsząd do niej, jak do równiny Ostatlniego Sądu.
Katedra w zamku Świętej Trójcy.
Panowie, Senatorzy, Dygnitarze siedzą po obu stronach, każdy pod posągiem jakiego króla lub rycerza - za posągami tłumy szlachty - przed wielkim ołtarzem w głębi A r c y b i s k u p. w krześle złoconym, z mieczem na kolanach - za ołtarzem C h ó r k a p ł a n ó w - Mąż stoá w progu przez chwilę, potem zaczyna iść powoli ku A r c y b i s k u p o w t ze sztandarem w ręku.
CHÓR KAPŁANÓW Ostatnie sługi Twoje, w ostatnim kościele Syna Twego, błagamy Cię za czcią ojców naszych. - Od nieprzyjaciół wyratuj nas, Panie!
PIERWSZY HRABIA Patrz, z jaką dumą spogląda na wszystkich.
DRUGI HRABIA Myśli, że świat podbił.
TRZECI HRABIA A on się tylko nocą przedarł przez obóz chłopów.
PIERWSZY HRABIA Sto trupów położył, a dwieście swóich stracił.
DRUGI HRABIA Nie dajmy, by go wodzem obrali.
MĄŻ Klęka przed Arcybiskupem.
U stóp twoich składam zdobycz moją.
ARCYBISKUP Przypasz miecz ten, błogosławiony niegdyś ręką św. Floriana.
GŁOSY Niech żyje hr. Henryk - niech żyje!
ARCYBISKUP I przyjm ze znakiem Krzyża Św. dowództwo w tym zamku, ostatnim państwie naszym - wolą wszystkich mianuję cię wodzem.
GŁOSY Niech żyje - niech żyje!
GŁOS JEDEN Nie pozwalam !
INNE GŁOSY Precz - precz - za drzwi ! - Niech żyje Henryk !
MĄŻ Jeśli kto ma co do zarzucenia mnie, niechaj wystąpi, wśród tłumu się nie kryje.
Chwila milczenia.
Ojcze, szablę tę biorę i niech mi Bóg zrządzi zgon prędki, zawczesny, jeśli nią ocalić was nie zdołam.
CHÓR KAPŁANÓW Daj mu siłę - daj mu Ducha Świętego, Panie! - Od nieprzyjaciół wyratuj nas, Panie!
MĄŻ Teraz przysięgnijcie wszyscy, że chcecie bronić wiary i czci przodków waszych - że głód i pragnienie umorzy was do śmierci, ale nie do hańby - nie do poddania sig - nie do ustąpienia choćby jednego z praw Boga waszego lub wa-
szych.
GŁOSY Przysięgamy.
A r c y b i s k u p klęka i krzyż wznosi. Wszyscy klękają.
CHÓR Krzywoprzysiężca gniewem Twoim niech obarczon będzie ! - Bojaźliwy gniewem Twoim niech obarczon będzie !- Zdrajca gniewem Twoim niech obarczon będzie!
GŁOSY Przysięgamy.
MĄŻ Dobywa miecza.
Teraz obiecuję wam sławę - u Boga wyproście zwycięstwo.
Otoczony tłumem wychodzi.
Jeden z dziedzińców Świętej Trójcy - Mąż - h r a b i o w i e- barony - książęta - księża - szlachta.
HRABIA Na stronę odprowadza M ę ż a.
Jakże - wszystko stracone?
MĄŻ Nie wszystko - chyba że wam serca zabraknie przed czasem.
HRABIA Przed jakim czasem?
MĄŻ Przed śmiercią.
BARON Odprowadza go w inszą stronę.
Hrabio, podobno widziałeś się z tym okropnym człowiekiem? - Będzież on miał litości choć trochę nad nami, kiedy się dostaniem w ręce jego?
MĄŻ Zaprawdę ci mówię, że o takiej litości żaden z ojców twoich nie słyszał - zowie się szubienica.
BARON Trza się bronić jak można.
MĄŻ Co Książę mówi?
KSIĄŻĘ Parę słów na boku.
Odchodzi z nim.
To wszystko dobre dla gminu, ale między nami oczywistym jest, że się oprzeć nie zdołamy.
MĄŻ Cóż więc pozostaje?
KSIĄŻĘ Obrano cię wodzem, a zatem do ciebie należy rozpocząć układy.
MĄŻ Ciszej - ciszej!
KSIĄŻĘ Dlaczego?
MĄŻ Boś, Mości Książę. już na śmierć zasłużył.
Odwraca się do tłumu
Kto wspomni o poddaniu się, ten śmiercią karanym będzie.
BARON, HRABIA, KSIĄŻĘ razem
Kto wspomni o poddaniu się, ten śmiercią karanym będzie.
WSZYSCY Śmiercią - śmiercią - vivat!
Wychodzą.
Krużganek na szczycie wieży. - M q ż - J a k u b.
MĄŻ Gdzie syn mój?
JAKUB W wieży północnej usiadł na progu starego więzienia i śpiewa proroctwa.
MĄŻ Najmocniej osadź basztę Eleonory - sam nie ruszaj się stamtąd i co kilka minut patrzaj lunetą na obóz buntowników.
JAKUB Warto by, tak mi Panie Boże dopomóż, dla zachęty rozdać naszym po szklance wódki.
MĄŻ Jeśli potrzeba, każ otworzyć nawet piwniee naszych hrabiów i książąt.
J a k u b wychodzi. Mąż wchodzi kilkoma schodami wyżej, pod sam sztandar, na płaski taras.
Całym wzrokiem oczu moich, całą nienawiścią serca obejmuję was, wrogi. - Teraz już nie marnym głosem, nie mdłym natchnieniem będę walczył z wami, ale żelazem i ludźmi, którzy mnie się poddali.
Jakże tu dobrze być panem, być władzą - choćby z łoża śmierci spoglądać na cudze wole, skupione naokoło siebie, i na was, przeciwników moich, zanurzonych w przepaści, krzyczących z jej głębi ku mnie, jak potępieni wołają ku niebu.
Dni kilka jeszcze, a może mnie i tych wszystkich nędzarzy, co zapomnieli o wielkich ojcach swoich, nie będzie - ale bądź co bądź - dni kilka jeszcze pozostało - użyję ich rozkoszy mej kwoli - panować będę - walczyć będę - żyć będę.- To moja pieśń ostatnia!
Nad skałami zachodzi słońce w długiej, czarnej trumnie z wyziewów. - Krew promienista zewsząd leje się na dolinę.- Znaki wieszcze zgonu mojego, pozdrawiam was szczerszym, otwartszym sercem, niż kiedykolwiek wprzódy witałem obietnice wesela, ułudy, miłości.
Bo nie podłą pracą, nie podstępem, nie przemysłem doszedłem końca życzeń moich - ale nagle,. znienacka, tak, jakom marzył zawżdy.
I teraz tu stoję na pograniczach snu wiecznego wodzem tych wszystkich, co mi wczoraj jeszcze równymi byli.
Komnata w zamku oświecona pochodniami - O r c i o siedzi na łożu - Mąż wchodzi i składa broń na stole.
MĄŻ Sto ludzi zostawić na szańcach - reszta niech odpocznie po tak długiej bitwie.
GŁOS ZA DRZWIAMI Tak mi, Panie Boże, dopomóż!.
MĄŻ Zapewne słyszałeś wystrzały, odgłosy naszej wycieczki - ale bądź dobrej myśli, dziecię moje, nie przepadniemy jeszcze ni dzisiaj, ni jutro.
ORCIO Słyszałem, ale to nie tknęło mi serca - huk przeleciał i nie ma go więcej - co innego w dreszcz mnie wprawia, Ojcze.
MĄŻ Lękałeś się o mnie?
ORCIO Nie - bo wiem, że twoja godzina nie nadeszła jeszcze.
MĄŻ Sami jesteśmy - ciężar spadł mi z duszy na dzisiaj - bo tam w dolinie leżą ciała pobitych wrogów. - Opowiedz mi wszystkie myśli twoje - będę ich słuchał jak dawniej w domu naszym.
ORCIO Za mną, za mną, Ojcze - tam straszny sąd co noc się powtarza.
Idzie ku drzwiom skrytym w murze i otwiera je.
MĄŻ Gdzie idziesz? - Kto ci pokazał to przejście? - Tam lochy wiecznie ciemne, tam gniją dawnych ofiar kości.
ORCIO Gdzie oko twoje, zwyczajne słońcu, niedowidzi - tam duch mój stąpać umie. - Ciemności, idźcie do ciemności!
Zstępuje.
Lochy podziemne - kraty żelazne, kajdany, narzędzia do tortur, połamane, leżące na ziemi - Mąż z pochodnią u stóp głazu, na którym O r c i o stoi.
MĄŻ Zejdź, błagam cię, zejdź do mnie.
ORCIO Czy nie słyszysz ich głosów, czy nie widzisz ich kształtów?
MĄŻ Milczenie grobów - a światło pochodni na kilka stóp tylko rozświeca przed nami.
ORCIO Coraz już bliżej - coraz już widniej - idą spod ciasnych sklepień jeden po drugim i tam zasiadają w głębi.
MĄŻ W szaleństwie twoim potępienie moje - szalejesz, dziecię - i siły moje niszczysz, kiedy mi ich tyle potrzeba.
ORCIO Widzę duchem blade ich postacie, poważne, kupiące się na sąd straszny. - Oskarżony już nadchodzi i jako mgła płynie.
CHÓR GŁOSÓW Siłą nam daną - za męki nasze, my, niegdyś przykuci, smagani, dręczeni, żelazem rwani, trucizną pojeni, przywaleni cegłami i źwirem, dręczmy i sądźmy, sądźmy i potępiajmy- a kary Szatan się podejmie.
MĄŻ Co widzisz ?
ORCIO Oskarżony - oskarżony - ot, załamał dłonie.
MĄŻ Kto on jest?
ORCIO Ojcze - Ojcze!
GŁOS JEDEN Na tobie się kończy ród przeklęty - w tobie ostatnim zebrał wszystkie siły swoje i wszystkie namiętności swe, i całą dumę swoją, by skonać.
CHÓR GŁOSÓW Za to, żeś nic nie kochał, nic nie czcił prócz siebie, prócz siebie i myśli twych, potępion jesteś - potępion na wieki.
MĄŻ Nic dojrzeć nie mogę, a słyszę spod ziemi, nad ziemią, po bokach westchnienia i żale, wyroki i groźby
ORCIO On teraz podniósł głowę, jako ty, Ojcze, kiedy się gniewasz - i odparł dumnym słowem, jako ty, Ojcze, kiedy pogardzasz.
CHÓR GŁOSÓW Daremno - daremno - ratunku nie ma dla niego ni na ziemi, ni w niebie.
GŁOS JEDEN Dni kilka jeszcze chwały ziemskiej, znikomej, której mnie i braci moich pozbawili naddziady twoje - a potem zaginiesz ty i bracia twoi - i pogrzeb wasz jest bez dzwonów żałoby - bez łkania przyjaciół i krewnych - jako nasz był kiedyś na tej samej skale boleści.
MĄŻ Znam ja was, podłe duchy, marne ogniki, latające wśród ogromów anielskich.
Idzie kilka kroków naprzód.
ORCIO Ojcze, nie zapuszczaj się w głąb - na Chrystusa imię święte zaklinam cię, Ojcze!
MĄŻ Wraca.
Powiedz, powiedz, kogo widzisz?
ORCIO To postać...
MĄŻ Czyja?
ORCIO To drugi ty jesteś - cały blady - spętany - oni teraz męczą ciebie - słyszę jęki twoje.
Pada na kolana.
Przebacz mi, Ojcze - matka pośród nocy przyszła i kazała...
Mdleje.
MĄŻ Chwyta go w objęcia.
Tego nie dostawało. - Ha! dziecię własne przywiodło mnie do progu piekła ! - Mario ! nieubłagany duchu ! - Boże ! i Ty, druga Maryjo, do której modliłem się tyle!
Tam poczyna się nieskończoność mąk i ciemności. - Nazad! - Muszę jeszcze walczyć z ludźmi - potem wieczna walka.
Ucieka z synem. ˇ
CHÓR GŁOSÓW w oddali
Za to, żeś nic nie kochał, nic nie czcił prócz siebie, prócz siebie i myśli twych, potępion jesteś - potępion na wieki.
Sala w zamku Świętej Trójcy - Mąż - kobiety, dzieci, kilku starców i hrabiów klęczących u stóp jego - O j c á e c C h r z e s t n y stoi w środku sala - tłum wˇ głębi - zbroje zawieszone, gotyckie filary, ozdoby, okna.
MĄŻ Nie - przez syna mego - przez żonę nieboszczkę moją, nie - jeszcze raz mówię - nie!
GŁOSY KOBIECE Zlituj się - głód pali wnętrzności nasze i dzieci naszych- dniem i nocą strach nas pożera.
GŁOSY MĘŻCZYZN Jeszcze pora - słuchaj posła - nie odsyłaj posła.
OJCIEC CHRZESTNY Całe życie moje obywatelskim było i nie zważam na twoje wyrzuty, Henryku. - Jeślim się podjął urzędu poselskiego, który w tej chwili sprawuję, to że znam wiek mój i cenić umiem całą wartość jego. - Pankracy jest reprezentantem obywatelem, że tak rzekę...
MĄŻ Precz z oczu moich, stary!
Na stronie do J a k u b a.
Przyprowadź tu oddział naszych.
J a k u b wychodzi - kobiety powstają i płaczą - mężczyźni się
oddalają o kilka kroków
BARON Zgubiłeś nas, Hrabio.
DRUGI Wypowiadamy ci posłuszeństwo.
KSIĄŻĘ Sami ułożymy z tym zacnym obywatelem warunki poddania zamku.
OJCIEC CHRZESTNY Wielki mąż, który mnie przysłał, obiecuje wam życie, bylebyście przyłączyli się do niego i uznali dążenie wieku
KILKA GŁOSÓW Uznajemy - uznajemy.
MĄŻ Kiedyście mnie wezwali, przysiągłem zginąć na tych murach - dotrzymam - i wy wszyscy zginiecie wraz ze mną
Ha ! chce się wam żyć jeszcze !
Ha ! zapytajcie ojców waszych, po co gnębili i panowali !
do Hrabiego
A ty, czemu uciskałeś poddanych?
do drugiego
A ty, czemu przepędziłeś wiek młody na kartach i podróżach daleko od Ojczyzny?
do innego
Ty się podliłeś wyższym, gardziłeś niższymi.
do jednej z kobiet
Dlaczegożeś dzieci nie wychowała sobie na obrońców- na rycerzy? - Teraz by ci się zdały na coś. - Aleś kochała Żydów, adwokatów - proś ich o życie teraz.
Staje i wyciąga ramiona.
Czego się tak śpieszycie do hańby - co was tak nęci, by upodlić wasze ostatnie chwile? - Naprzód raczej ze mną, naprzód, Mości Panowie, tam, gdzie kule i bagnety - nie tam, gdzie szubienica i kat milczący, z powrozem w dłoni na szyje wasze.
KILKA GŁOSÓW Dobrze mówi - na bagnety !
INNE GŁOSY Kawałka chleba już nie ma.
KOBIECE GŁOSY Dzieci nasze, dzieci wasze!
WIELE GŁOSÓW Poddać się trzeba - układy - układy!
OJCIEC CHRZESTNY Obiecuję wam całość, że tak rzekę, nietykalność osób i ciał waszych.
MĄŻ Przybliża się do O j c a C h r z e s t n e g o i chwyta go za piersi.
Święta osobo posła, idź skryć siwą głowę pod namioty przechrztów i szewców, bym ją krwią twoją własną nie zmazał.
Wchodzi oddział zbrojnych z J a k u b e m.
Na cel mi wziąć to czoło zorane zmarszczkami marnej nauki - na cel tę czapkę wolności, drżącą od tchnienia słów moich, na tej głowie bez mózgu.
Ojciec Chrzestny się wymyka.
WSZYSCY razem
Związać go - wydać Pankracemu!
MĄŻ Chwila jeszcze, Mości Panowie!
Chodzi od jednego żołnierza do drugiego.
Z tobą, zda mi się, wdzierałem się na góry za dzikim zwierzem - pamiętasz, wyrwałem cię z przepaści.
do innych
Z wami rozbiłem się na skałach Dunaju - Hieronimie, Krzysztofie, byliście ze mną na Czarnym Morzu.
do innych
Wam odbudowałem chaty zgorzałe.
do innych
Wyście uciekli do mnie od złego pana. - A teraz mówcie - pójdziecie za mną czy zostawicie mnie samego, ze śmiechem na ustach, żem wpośród tylu ludzi jednego człowieka nie znalazł ?
WSZYSCY Niech żyje hr. Henryk - niech żyje!
MĄŻ Rozdać im, co zostało wędliny i wódki - a potem na mury
WSZYSCY ŻOŁNIERZE Wódki - mięsa - a potem na mury!
MĄŻ Idź z nimi, a za godzinę bądź gotów do walki
JAKUB Tak mi, Panie Boże, dopomóż!
GŁOSY KOBIECE Przeklinamy cię za niewiniątka nasze!
INNE GŁOSY Za ojców naszych
INNE GŁOSY Za żony nasze!
MĄŻ A ja was za podłość waszą.
Wychodzi.
Okopy Świętej Trójcy - trupy naokoło - działa potrzaskane- broń leżąca na ziemi - tu i ówdzie biegną żołnierze - Mąż oparty o szaniec, J a k u b przy nim.
MĄŻ szablę chowając do pochwy
Nie ma rozkoszy, jak grać w niebezpieczeństwo i wygrywać zawżdy, a kiedy nadejdzie przegrać - to raz jeden tylko.
JAKUB Ostatnimi naszymi nabojami skropieni odstąpili, ale tam w dole się gromadzą i niedługo wrócą do szturmu - darmo, nikt losu przeznaczonego nie uszedł, od kiedy świat światem.
MĄŻ Nie ma już więcej kartaczy?
JAKUB Ani kul, ani lotek, ani śrutu - wszystko się przebiera nareszcie.
MĄŻ A więc syna mi przyprowadź, bym go raz jeszcze uściskał.
J a k u b odchodzi.
Dym bitwy zamglił oczy moje - zda mi się, jakby dolina wzdymała się i opadała nazad - skały w sto kątów łamią się i krzyżują - dziwnym szykiem także ciągną myśli moje.
Siada na murze.
Człowiekiem być nie warto - aniołem nie warto. - Pierwszy z archaniołów po kilku wiekach, talk jak my po kilku latach bytu, uczuł nudę w sercu swoim i zapragnął potężniejszych sił. - Trza być Bogiem lub nicością.
J a k u b przychodzi z O r c i e m.
Weź kilku naszych, obejdź sale zamkowe i pędź do murów wszystkich, co spotkasz.
JAKUB Bankierów i hrabiów, i książąt.
Odchodzi
MĄŻ Chodź, synu - połóż tu rękę swoją na dłoni mojej - czołem ust moich się dotknij - czoło matki twojej niegdyś było takiej samej bieli i miękkości.
ORCIO Słyszałem głos jej dzisiaj, nim zerwali się męże twoi do broni - słowa jej płynęły tak lekko jak wonie, i mówiła- "Dziś wieczorem zasiądziesz przy mnie."
MĄŻ Czy wspomniała choćby imię moje?
ORCIO Mówiła - "Dziś wieczorem czekam na syna mego."
MĄŻ na stronie
U końca drogi czyż opadnie mnie siła? - Nie daj tego, Boże! - Za jedną chwilę odwagi masz mnie więźniem twoim przez wieczność całą.
głośno
O synu, przebacz, żem ci dał życie - rozstajemy się - czy wiesz, na jak długo?
ORCIO Weź mnie i nie puszczaj - nie puszczaj - ja cię pociągnę za sobą.
MĄŻ Różne drogi nasze - ty zapomnisz o mnie wśród chórów anielskich, ty kropli rosy nie rzucisz mi z góry. - O Jerzy- Jerzy ! - O synu mój !
ORCIO Co za krzyki - drżę cały - coraz groźniej - coraz bliżej - huk dział i strzelb się rozlega - godzina ostatnia, przepowiedziana, ciągnie ku nam.
MĄŻ Spieszaj, spieszaj, Jakubie!
Orszak hrabiów i książąt przechodzi przez dolny dziedziniec- J a k u b
z żołnierzami idzie za nim.
GŁOS JEDEN Daliście odłamki broni i bić się każecie.
GŁOS DRUGI Henryku, ulituj się !
TRZECI Nie gnaj nas słabych, zgłodniałych, ku murom!
INNE GŁOSY Gdzie nas pędzą - gdzie?
MĄŻ do nich
Na śmierć.
do syna
Tym uściskiem chciałbym się z tobą połączyć na wieki- ale trza mi w inszą stronę.
O r c i o pada trafiony kulą.
GŁOS W GÓRZE Do mnie, do mnie, duchu czysty - do mnie, synu mój!
MĄŻ Hej ! do mnie, ludzie moi !
Dobywa szabli i przykłada do ust leżącego.
Klinga szklanna jak wprzódy - oddech i życie uleciały razem.
Hej ! tu - naprzód - już się wdarli na długość szabli mojej - nazad, w przepaść, syny wolności!
Zamieszanie i bitwa.
Insza strona okopów - słychać odgłosy walki - J a k u b rozciągnięty na murze - Mąż nadbiega, krwią oblany.
MĄŻ Cóż ci jest, mój wierny, mój stary?
JAKUB Niech ci czart odpłaci w piekle upór twój i męki moje.- Tak mi, Panie Boże, dopomóż!
Umiera
MĄŻ rzucając pałasz
Niepotrzebnyś mí dłużej - wyginęli moi, a tamci klęcząc wyciągają ramiona ku zwycięzcom i bełkocą o miłosierdzie
Spoziera naokoło
Nie nadchodzą jeszcze w tę stronę - jeszcze czas - odpocznijmy chwilę. - Ha! już się wdarli na wieżę północną- ludzie nowi się wdarli na wieżę północną - i patrzą, czy gdzie nie odkryją hrabiego Henryka. - Jestem tu - jestem - ale wy mnie sądzić nie będziecie. - Ja się już wybrałem w drogę - ja stąpam ku sądowi Boga.
Staje na odłamku baszty, wiszącym nad samą przepaścią.
Widzę ją całą czarną, obszarami ciemności płynącą do mnie, wieczność moją bez brzegów, bez wysep, bez końca, a pośrodku jej Bóg. jak słońce, co się wiecznie pali - wiecznie jaśnieje - a nic nie oświeca.
Krokiem dalej się posuwa.
Biegną, zobaczyli mnie - Jezus Maryja! - Poezjo, bądź mi przeklęta, jako ja sam będę na wieki! - Ramiona, idźcie i przerzynajcie te wały!
Skacze w przepaść.
Dziedziniec zamkowy - P a n k r a c y - L e o n a r d - B i a n c h e t t i na czele tłumów - przed nimi przechodzą h r a b i o w i e, k s i ą ż ę t a, z żonami i dziećmi, w łańcuchach.
PANKRACY Twoje imię ?
HRABIA Krzysztof na Volsagunie.
PANKRACY Ostatni raz go wymówiłeś - a twoje?
KSIĄŻĘ Władysław, pan Czarnolasu.
PANKRACY Ostatni raz go wymówiłeś - a twoje?
BARON Aleksander z Godalberg..
PANKRACY Wymazane spośród żyjących - idź!
BIANCHETTI do Leonarda
Dwa miesiące nas trzymali, a nędzny rząd armat i lada jakie parapety.
LEONARD Czy dużo ich tam jeszcze?
PANKRACY Oddaję ci wszystkich - niech ich krew płynie dla przykładu świata - a kto z was mi powie, gdzie Henryk, temu daruję życie.
RÓŻNE GŁOSY Zniknął przy samym końcu.
OJCIEC CHRZESTNY Staję teraz jako pośrednik między tobą a niewolnikami twoimi - tymi przezacnego rodu obywatelami, którzy, wielki człowiecze, klucze zamku Świętej Trójcy złożyli w ręce twoje.
PANKRACY Pośredników nie znam tam, gdzie zwyciężyłem siłą własną. - Sam dopilnujesz ich śmierci.
OJCIEC CHRZESTNY Całe życie moje obywatelskim było, czego są dowody niemałe, a jeślim się połączył z wami, to nie na to, bym własnych braci szlachtę...
PANKRACY Wziąć starego doktrynera - precz, w jedną drogę z nimi!
Żołnierze otaczają O j c a C h r z e s t n e g o i niewolników.
Gdzie Henryk? - Czy kto z was nie widział go żywym lub umarłym? - Wór pełny złota za Henryka - choćby za trupa jego !
Oddział zbrojnych schodzi z murów,
A wy nie widzieliście Henryka?
NACZELNIK ODDZIAŁU Obywatelu wodzu, udałem się za rozkazem generała Bianchetti ku stronie zachodniej szańców zaraz na początku wejścia naszego do fortecy i na trzecim zakręcie bastionu ujrzałem człowieka rannego i stojącego bez broni przy ciele drugie, go - kazałem podwoić kroku, by schwytać - ale nim zdążyliśmy, ów człowiek zeszedł trochę niżej, stanął na głazie chwiejącym się i patrzał chwilę obłąkanym wzrokiem - potem wyciągnął ręce jak pływacz, który ma dać nurka. i pchnął się z całej siły naprzód - słyszeliśmy wszyscy odgłos ciała spadającego po urwiskach - a oto szabla znaleziona kilka kroków dalej.
PANKRACY biorąc szablę
Ślady krwi na rękojeści - poniżej herb jego domu. To pałasz hrabiego Henryka - on jeden spośród was dotrzymał słowa. - Za to chwała jemu, gilotyna wam.
Geilerale Bianchetti, zatrudnij się zburzeniem wartowni i do pełnieniem wyroku.
Leonardzie !
Wstępuje na basztę z L e o n a r d e m.
LEONARD Po tylu nocach bezsennych powinien byś odpocząć, Mistrzu - znać strudzenie ná rysach twoich.
PANKRACY Nie czas mi jeszcze zasnąć, dziecię, bo dopiero połowa pracy dojdzie końca swojego z ich ostatnim westchnieniem.- Patrz na te obszary - na te ogromy, które stoją w poprzek między mną a myślą moją - trza zaludnić te puszcze - przedrążyć te skały - połączyć te jeziora - wydzielić grunt każdemu, by we dwójnasób tyle życia się urodziło na tych równinach, ile śmierci teraz na nich leży. - Inaczej dzieło zniszczenia odkupionym nie jest.
LEONARD Bóg Wolności sił nam podda
PANKRACY Co mówisz o-Bogu - ślisko tu od krwi ludzkiej. - Czyjaż to krew? - Za nami dziedzińce zamkowe - sami jesteśmy, a zda mi się, jakoby tu był ktoś trzeci.
LEONARD Chyba to ciało przebite.
PANKRACY Ciało jego powiernika - ciało martwe - ale tu duch czyjś, panuje - a ta czapka - ten sam herb na niej - dalej, patrz, kamień wystający nad przepaścią - na tym miejscu šerce jego pękło.
LEONARD Bledniesz, Mistrzu.
PANKRACY Czy widzisz tam - wysoko - wysoko?
LEONARD Nad ostrym szczytem widzę chmurę pochyłą, na której dogasają promienie słońca.
PANKRACY Znak straszny pali się na niej.
LEONARD Chyba cię myli wzrok.
PANKRACY Milion ludu słuchało mnie przed chwalą - gdzie jest lud mój ?
LEONARD Słyszysz ich okrzyki - wołają ciebie - czekają na ciebie.
PANKRACY Plotły kobiety i dzieci, że się tak zjawie ma, lecz dopiero w ostatni dzień.
LEONARD Kto?
PANKRACY Jak słup śnieżnej jasności stoi ponad przepaściami - oburącz wsparty na krzyżu, jak na szabli mściciel. - Ze splecionych piorunów korona cierniowa.
LEONARD Co się z tobą dzieje? co tobie jest?
PANKRACY Od błyskawicy tego wzroku chyba mrze, kto żyw.
LEONARD Coraz to bardziej rumieniec zbiega ci z twarzy - chodźmy stąd - chodźmy - czy słyszysz mnie?
PANKRACY Połóż mi dłonie na oczach -- zadław mi pięściami źrenice- oddziel mnie od tego spojrzenia, co mnie rozkłada w proch.
LEONARD Czy dobrze tak?
PANKRACY Nędzne ręce twe - jak u ducha, bez kości i mięsa - przejrzyste jak woda - przejrzyste jak szkło - przejrzyste jak powietrze. Widzę wciąż!
LEONARD Oprzyj się na mnie.
PANKRACY Daj mi choć odrobinę ciemności!
LEONARD O Mistrzu mój!
PANKRACY Ciemności - ciemności!
LEONARD Hej ! obywatele - hej ! bracia - demokraty, na pomoc !- Hej! ratunku - pomocy - ratunku!
PANKRACY Galilaee vicisti!
Stacza się w objęcia L e o n a r d a i kona.
|